Ten artykuł to próba uchwycenia chociaż kilku wspomnień i refleksji z tego dziewiczego rejsu, który nazwałyśmy „Poczuj w sobie siłę” (jego szczegółowy opis możesz znaleźć tutaj).
Początkowo chciałam napisać ten tekst według jakiegoś systemu, logicznej kolejności przyczynowo-skutkowej, ale kiedy usiadłam przed komputerem, uświadomiłam sobie, że nie mogę pisać w ten sposób o wyjeździe, który cały był wolnością i spontanicznością.
Pomyślałam więc, że po prostu spróbuję przywołać i rozwinąć kilka haseł, które towarzyszyły nam w przeciągu tych kilku dni.
Odwaga
Odwaga ma wiele wymiarów. Z jednej strony to postawa Marty, która nie boi się wziąć pod swoją opiekę grupy nieznanych sobie osób i wozić je łódką po Mazurach. Z drugiej odważna jest decyzja tych kobiet, żeby zostawić dom/dzieci/kota/kwiatki i samotnie wyruszyć w podróż, nie wiedząc, kogo i co się tam spotka.
Kiedy już wróciłyśmy z wyjazdu, wiele osób mówiło mi, że podziwia moją odwagę do zorganizowania warsztatu na żaglowce – przecież osoby, które się zapisały, mogły się wcale ze sobą nie dogadać! Ja nie brałam jednak takiego wariantu pod uwagę i jestem bardzo zadowolona z teamu, jaki powstał. Sądząc po odpowiedziach z ankiety, którą nasze załogantki wypełniły na koniec wyjazdu, im atmosfera również bardzo przypadła do gustu.
Pogoda
Powiedziałabym, że miałyśmy spore szczęście do pogody, ponieważ prawie w ogóle nie padało. Trafiłyśmy na ładną, słoneczną aurę, w związku z tym niestety nie wiało też zbyt mocno, ale z dwojga złego lepiej już się opalać, trzymając drinka w dłoni, niż drżeć w strugach deszczu.
Pogoda miała jednak kluczowy wpływ na nasz żeglarsko-szkoleniowy rytm – jeśli rano okazywało się, że wieje, nie było nawet mowy o robieniu warsztatu, tylko rozwijałyśmy żagle i wypływałyśmy z portu.
To w ogóle ładna metafora życia, żeby umieć dopasować swoje założenia do aktualnego stanu rzeczy, zamiast machać wiosłem i wściekać się, że się za wolno płynie.
Żeglowanie
Jak stwierdziła nasza pani sternik, tak dobrze zorganizowanej załogi jeszcze nie miała. Nawet nie zdążyła poprosić, żeby ktoś się wybrał na wycieczkę do sanitariatów w celu pozmywania naczyń, bo już to było zrobione. Rzucanie kotwicy? Żaden problem. Kładzenie masztu? Chętnie się tego nauczymy.
Faktem jest, że 80% naszej załogi albo już wcześniej pływała i bardzo chciała do tego hobby wrócić, albo żeglowanie było ich wymarzoną nową pasją. Dziewczyny podkreślały też, że właśnie połączenie rejsu z warsztatem sprawiło, że nasz wyjazd był dla nich atrakcyjną opcją urlopową.
Macierzyństwo
Z tym hasłem kojarzy mi się krótka scenka z tawerny Zęza w Sztynorcie.
Tańczyłam rock’n’rolla z młodym mężczyzną, który świętował właśnie ostatnie dni swojej kawalerskiej wolności ;). W przerwach na złapanie oddechu opowiadaliśmy sobie o tym, czym się zajmujemy. Wyjaśniłam mu, że jestem tu właśnie na warsztacie z grupą kobiet, z których niektóre pierwszy raz od kilku lat wyrwały się na urlop bez dzieci. „Naprawdę? Nie widać” – stwierdził, patrząc na tańczące na stole dziewczyny.
Zmiana
Mazury są dla mnie takim magicznym miejscem, z którego zawsze wracam odmieniona, pełna wrażeń i przygód. Myślę, że to kwestia wolności, jakiej można tam doświadczyć. Widzę, że jeziora podobnie działają na nasze załogantki – niektórym z nich od powrotu… nie chce się pracować 😉
A tak już całkiem poważnie, jestem szczęśliwa, że dziewczyny dały sobie czas i przestrzeń, żeby pobyć ze sobą, ze swoimi marzeniami, ale też wymienić się doświadczeniami.
Zadowolenie
Kiedy ktoś pyta mnie, jak się udał warsztat, odpowiadam po prostu „dobrze”. Sama jestem zaskoczona, że nie przeżywam wielkiej euforii, ale wszystko, co się działo, było tak naturalne, jakby nie mogło się po prostu odbyć w inny sposób. Ten czas był bardzo spontaniczny, niby zaplanowany, ale jednak nieprzewidywalny, pełen niewiadomych, o których żadna z nas nie myślała przed wyjazdem… a jednak udał się świetnie. To utwierdza mnie w przekonaniu, że warto planować, ale warto też podążać za głosem intuicji.
Za każdym razem, kiedy oddaję jej prowadzenie, ona wzmacnia się i za zaufanie odwdzięcza się jeszcze trafniejszymi decyzjami.
Nie byłabym coachem, gdybym na koniec nie zapytała, czy zrealizowałyśmy cele, jakie postawiłyśmy sobie na ten czas.
Krótko odpowiedziałabym na to pytanie, że tak.
Z perspektywy nas, czyli organizatorek, tak, ponieważ zebrałyśmy grupę, o jakiej marzyłyśmy, cały wyjazdo-warsztat odbył się zgodnie z planem. Dużo się przez te pół roku nauczyłyśmy, a do tego jeszcze (prawie) zmieściłyśmy w budżecie 🙂
Z perspektywy dziewczyn tak, ponieważ odpoczęły, pożeglowały, nauczyły się obsługi silnika i składania masztu, nabrały dystansu do codzienności. Przyjrzały się też swoim potrzebom i marzeniom i zaplanowały konkretne działania, prowadzące do ich realizacji.
Mamy nadzieję, że za rok również popłyniemy po siłę, po odwagę, po odpoczynek – w tym roku miałyśmy wiele głosów, że pomysł jest wspaniały, tylko czasu na wyjazd brak. W związku z tym… już teraz otwieramy wstępne zapisy na przyszły rok 🙂 Jeśli pomysł Ci się podoba i chcesz otrzymać informacje na temat kolejnego wyjazdu, pozostaw swój mail. Pamiętaj – to do niczego Cię nie zobowiązuje, w każdym momencie będziesz też mogła wypisać się z listy.
A jeśli jesteś ciekawa, jak rejs przeżyły nasze uczestniczki, zapraszam Cię do przeczytania relacji Alicji.