Z cichą zazdrością patrzę na osoby, które wydają książkę za książką. Również moi równolatkowie. I myślę sobie, że mimo bagażu doświadczeń, materiału na 200 czy 300 stron to ja jeszcze nie mam. No ale na ciut dłuższy artykuł już może tak?
Z tą myślą patrzę na ostatnie siedem lat prowadzenia własnego biznesu. Kiedy we wrześniu 2014 roku w urzędzie na Nowogrodzkiej rejestrowałam Mów Do Mnie, nie miałam pojęcia, dokąd mnie to doprowadzi. Ale, jak powiedział Steve Jobs, nie sposób połączyć kropek, patrząc do przodu. One łączą się dopiero, gdy spojrzysz wstecz. Czuję, że siedem lat prowadzenia firmy to dobry moment, żeby obejrzeć się za siebie i zrobić rachunek zysków i strat. Może ten teskt pomoże ci uniknąć przynajmniej części błędów, przez które ja musiałam przebrnąć.
Lekcja No. 1 – NIE wszystko dla ludzi
To moja najtrudniejsza i najważniejsza lekcja. Jeśli coś przysparza cię o palpitacje serca i siwe włosy, może nie jest to dla ciebie. Ciekawe, o ile młodziej bym wyglądała, gdybym w 2017 roku nie zaczęła zatrudniać lektorów…
Z tego trudnego czasu nauczyłam się dwóch ważnych rzeczy:
- Nawet jeśli ktoś proponuje mi projekt, który wygląda jak okazja do rozwoju, potrzebuję zatrzymać się i zastanowić, czy ta ścieżka jest spójna z moimi wartościami, potrzebami i talentami. W przypadku zatrudniania pracowników okazało się, że ja nie cierpię ogarniać papierkologii, a wyczekiwanie, czy ktoś w ostatniej chwili nie zrezygnuje z prowadzenia zajęć, dosłownie doprowadzało mnie do bezsenności. Naprawdę podziwiam właścicieli szkół językowych, którzy biorą na siebie tę odpowiedzialność i co roku odprawiają karkołomny taniec, próbując zgrać przeładowane grafiki lektorów i klientów. I przy tym wszystkim zachować rentowność firmy.
- To, że inni coś robią, nie znaczy, że ty też musisz. Dość naturalną ścieżką rozwoju szkoły językowej jest stopniowe zwiększanie liczby klientów i pracowników. Been there, done that. Ta droga nie jest dla mnie. Wolę skupić się na budowaniu mojej pozycji eksperta i innymi kanałami dążyć do wzrostu zarobków. To zdecydowanie lepsze dla mojego zdrowia psychicznego. Jeśli masz podobne rozterki, bardzo polecam Ci książkę “Firma, czyli Ty”. Jej obszerną recenzję znajdziesz na blogu Michała Szafrańskiego.
Czy żałuję trzech lat z lektorami? Nie do końca. Poznałam świetnych, zaangażowanych nauczycieli, z którymi mogę teraz podejmować współpracę na innych płaszczyznach. Przetestowałam się w nowej roli. Oraz nauczyłam się, jakie sygnały daje mi ciało, kiedy podejmuję wyzwania ponad siły. Teraz dużo uważniej słucham go przy nowych projektach. Głowa nadal potrafi powiedzieć: “No jak to, nie weźmiesz tego zlecenia? Przecież to będzie faktura na 15 tysięcy.” A ciało dokładnie czuje, ile wysiłku będzie mnie to kosztować i nawet przy takich kuszących podszeptach mówi: “Stop!”.
Lekcja No. 2 – Excel — twój najlepszy przyjaciel
Są osoby, które latami nie monitorują finansów w swojej firmie. Wiesz czemu? Bo boją się konfrontacji z faktem, że tak naprawdę ich biznes jest nierentowny. I wpadają w błędny krąg: “Nie wiem, ile zarabiam, bo boję się, że jest źle — jest źle, bo nie wiem, ile zarabiam”.
Po części należę do tej grupy, ponieważ przez długi czas faktycznie nie wiedziałam, ile dokładnie zarabiam i wydaję. Żyłam według filozofii “Mam pieniądze na koncie, więc jest dobrze”.
W końcu jednak udało mi się zaprzyjaźnić z Excelem. Pierwsze chwile tej relacji nie były przyjemne, bo roczny bilans świecił się na czerwono. To zderzenie z rzeczywistością paradoksalnie przynosi jednak ulgę — w końcu faktycznie wiesz, ile masz pieniędzy. Nie musisz ciągle żyć z obawą, że za mało. Owszem, może się okazać, że jest manko, ale to sygnał, że pora wziąć się do pracy i tak zorganizować swój biznes, żeby zaczął zarabiać.
Trzeźwe podejście do finansów ma dwie ogromne zalety:
- Łatwiej jest wyznaczyć sobie kierunek działania. Jeśli wiesz, ile chcesz zarabiać oraz ile czasu na to poświęcić, masz twardy filtr na projekty, które się pojawiają. Pewnych rzeczy po prostu nie opłaca się brać, bo nigdy nie doprowadzą cię do wyznaczonego celu finansowego. Możesz też zrezygnować z pewnych działań promocyjnych bądź grup klientów, ponieważ przynoszą one minimalny zysk. Praca staje się bardziej efektywna, czyli zostaje ci więcej czasu na odpoczynek.
- Musisz w końcu poważnie potraktować siebie i swoje usługi. Niestety wiele kobiet podchodzi do własnego biznesu jak do hobby. Mamy problem z wycenianiem projektów na właściwym poziomie. Boimy się podnosić ceny i rozmawiać o stawkach. Kiedy w końcu zobaczysz czarno na białym, ile czasu poświęcasz na pracę i ile na tym zarabiasz, łatwiej jest postawić twarde warunki — w pierwszej kolejności sobie.
Jeśli chciałabyś dowiedzieć się więcej na temat śledzenia własnego budżetu, zostaw swoje pytanie w komentarzu albo napisz mail. Chętnie podzielę się swoimi sposobami.
Lekcja No. 3 – Daj sobie czas
Rozwijanie biznesu to świetna ścieżka poznawania siebie. Wypłyną tu wszystkie szkodliwe przekonania, na przykład na temat własnej wartości. Nie urośniesz bardziej, niż pozwala ci na to twój wewnętrzny kod. Na rozprawienie się ze starymi schematami trzeba czasu. Nie bez przyczyny piszę taki artykuł podsumowujący dopiero teraz – chyba po raz pierwszy na przestrzeni tych siedmiu lat czuję się stabilna i ugruntowana. Wiem, kto jest moją grupą docelową, z jakimi usługami chcę się reklamować, jak to robić… Czy byłabym w stanie zrobić to szybciej? Nie wydaje mi się. Przez ten czas pracowałam bardzo intensywnie (również w ramach psychoterapii), a osoby obserwujące mnie z boku podziwiały tempo, w jakim się rozwijam. W zakładce “O szkole” możesz prześledzić moją ścieżkę – a zmieniała ona kierunek nie raz.
Nie warto biczować się, że coś jeszcze nie działa i biznes nadal kuleje. Trzeba szukać dalej, aż w końcu wszystkie klocki wskoczą na swoje miejsce.
Lekcja No. 4 – Znajdź sobie mentora
Słyszałam od wielu osób, że jeśli czegoś żałują w biznesie, to że wcześniej nie znalazły sobie mentora. I muszę przyznać im rację — mentoring to najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić dla swojej firmy. Nie ma sensu samodzielnie przedeptywać ścieżek, które ktoś przeszedł już wiele razy. Jeśli obawiasz się nakładu finansowego, po prostu zaplanuj ten wydatek w swoim budżecie. Zwróci się kilkukrotnie!
Ja na swojej ścieżce miałam szczęście spotkać te kobiety:
- Basię Lech, która pomogła mi uporać się z blokującym skupieniem na poczuciu braku w moim życiu. Dogłębnie przepracowałyśmy też temat wartości życiowych, między innymi z użyciem testu Mind Sonar. Jeśli do tej pory nie zastanawiałaś się nad swoimi wartościami, koniecznie to zrób – taka solidna baza ułatwia wiele decyzji;
- Martę Bukowską – to z nią zmieniłam grupę docelową i MARKĘ! Gdy w procesie coachingowym odkryłam, z kim mam pracować, Mów Do Mnie odpadło ode mnie jak zeschnięty liść. Bardzo mnie zaskoczyło, że tak łatwo było mi pożegnać moje pierwsze “dziecko”, gdy przyszedł na to odpowiedni moment. A Marta dziś zajmuje się… dog coachingiem.
- Robertę Kintzi, czyli masterkę marketingu. Myślałam, że w miarę wiem, co robię, póki nie wzięła mnie w obroty. Jeśli chcesz zobaczyć efekty naszej współpracy, zapisz się na tę listę lub obejrzyj tę stronę. Dzięki Robercie mój lejek sprzedażowy w końcu wygląda jak lejek, a nie pół d*** zza krzaka ;).
Lekcja No. 5 – Pilnuj granic
Bez granic twój biznes rozejdzie się w szwach – przede wszystkim finansowo.
Te granice mają dwa wymiary:
- Zewnętrzny, wobec klientów. W moim przypadku kluczowe było ustalenie zasad przekładania zajęć oraz egzekwowanie regularnych spotkań. Jak mogłabym myśleć o przewidywalnym budżecie, jeśli klienci odwoływaliby 70% zajęć, bez opcji odpracowania? A na początku działalności zdarzały mi się takie sytuacje. I nie twierdzę, że wynika to ze złej woli. Każdy ma swoje potrzeby i priorytety. Czasem one się nakładają i jeśli nie ma jasno ustalonych zasad współpracy, łatwo przewidzieć skutki… Nie licz na to, że ktoś będzie przedkładał twoje dobro nad swoje, tylko sama o siebie zadbaj.
- Wewnętrzny, wobec siebie. Na początku działalności miałam ogromną potrzebę luzu. Dwugodzinne lunche ze znajomymi freelancerami, praca z kawiarni, długie spacery w ciągu dnia. Niestety, po jakimś czasie dotarło do mnie, że w ten sposób nie zbuduję dobrze prosperującego biznesu. Rzeczywistość jest nieubłagana i jednak trzeba wysiedzieć swoje dupogodziny przed komputerem czy na sali szkoleniowej. Jeśli wyobrażasz sobie, że freelancerzy śpią do południa i pracują po trzy godziny dziennie, muszę cię rozczarować. Osobiście nie znam ani jednej takiej osoby. Dobra wiadomość jest taka, że lubimy to co robimy i sami ustalamy warunki, na jakich pracujemy. Dla mnie oznacza to na przykład codzienną drzemkę po obiedzie ;).
Lekcja No. 6 – Węziej znaczy lepiej
To zasada, którą słyszałaś już pewnie wiele razy. Znajdź wąską grupę docelową i zakres usług. Nie jesteś jak Auchan, żeby być zawsze pięć groszy tańszą od konkurencji. Mówiąc do węższej grupy, kierujesz swoje komunikaty z laserową precyzją. Prosto w serce.
Na początku możesz nie wiedzieć, kto jest twoim wymarzonym odbiorcom. Albo obawiasz się zawęzić pole działania, bo stracisz klientów. Mogę powiedzieć tyle – zrobiłam obie rzeczy i widzę same plusy tej decyzji. Więc testuj i szukaj, szukaj, szukaj.
Lekcja No. 7 – Znajdź swoją drużynę pierścienia
Mimo że jestem soloprenerką, nie działam sama. Daleko bym tak nie dotarła. Zresztą — to by było strasznie nudne i smutne.
Oprócz już wspomnianych mentorek bardzo, ale tak naprawdę bardzo cenię sobie moje dwie relacje mastermindowe. Mastermind to grupa zazwyczaj dwóch do czterech przedsiębiorców, regularnie spotykających się ze sobą, żeby omówić bieżące bolączki i sukcesy. Zderzają ze sobą pomysły, dają sobie motywacyjne kopniaki, gdy nagle strach zablokuje bardziej śmiałe działania, oraz są pierwszymi królikami doświadczalnymi jeśli chodzi o prawidłowe działanie wysyłki maili itp. Ze strony tych osób zawsze można liczyć na empatię, bo mierzymy się z podobnymi wyzwaniami. To też przestrzeń do inspirowania się, wymiany pomysłów i kontaktów. W końcu co dwie głowy to nie jedna.
Od kilku miesięcy współpracuję w ten sposób z dwoma cudownymi kobietami:
- Igą Kruk-Żurawską, która zaprasza na matę do jogi po odrobinę spokoju i ugruntowania. Szczególnie polecam jej magiczne wyjazdy do Miłośliwki, Kawkowa i innych urokliwych miejsc.
- Magdą Dudek. Łączy nas pasja do żeglarstwa oraz praca w obszarze HR. W obu tych dziedzinach Magda jest zdecydowanie większą wymiataczką ode mnie. Zresztą sama oceń.
Do drużyny warto też zaprosić osoby, które zdejmą z ciebie jak najwięcej nie-kluczowych obowiązków. Robienie strony, grafik, księgowość, wysyłanie umów — to wszystko warto oddelegować. Żebyś ty w tym czasie mogła się zająć tym, co naprawdę przynosi pieniądze do firmy.
Prowadzenie swojej firmy to niesamowita przygoda. Możliwość spotkania ciekawych ludzi, tworzenia projektów 100% według własnych pomysłów. Jak w każdej przygodzie, mogą się też trafić niespodziewane, niekoniecznie miłe wypadki. No ale jak to w życiu – czasem słońce, czasem deszcz. Najważniejsze to umieć czerpać pełnię radości z tych słonecznych chwil i mieć akceptację dla pochmurnych dni. W jednym i drugim przypadku przydaje się dobre towarzystwo.
Jeśli chcesz na bieżąco śledzić moje doświadczenia w prowadzeniu własnej firmy oraz otrzymywać ciekawe, niesztampowe materiały do nauki angielskiego, zapraszam Cię do mojego newslettera.
Wspaniała podróż z błędami, lekcjami życiowymi i rozwojem. Przeczytałam z przyjemnością 🙂
Dziękuję! Cieszę się, że mogłam zainspirować swoją historią 🙂